Auto w Pracy

Slideshow Image

Skoda stawia na SUV-y i zagęszcza swoją ofertę. Po spalinowych trojaczkach (Kodiaq, Karoq i Kamiq) przyszła kolej na elektryczne SUV-y. Do Skody Enyaq i Enyaq Coupe dołącza Elroq.

W pierwszych informacjach zapowiadano małego elektrycznego SUV-a, więc spodziewałem się czegoś w rozmiarze Skody Citigo. Mały, tani elektryk, który szybko zdobył serca klientów i momentalnie zniknął z rynku. Był za dobry, za tani i stanowił zbyt dużą konkurencję dla innych produktów globalnego koncernu. No cóż, szkoda, ale tak zadecydowano na samej górze. Kolejne informacje były już bardziej precyzyjne i o elektrycznym maluchu nie było już mowy.

Rzeczywistość zaskoczyła. Elroq jest mniejszy od Skody Enyaq, ale nie jest mały. Mierzy 4488 mm długości i 1884 mm szerokości. Od razu wracają pytania, które pojawiły się przy debiucie spalinowych SUV-ów: czy to nie wewnętrzny kanibalizm? Chyba nie, skoro Skoda dalej rozwija tę koncepcję i wprowadza ją do gamy pojazdów elektrycznych. Dla klientów to dobrze — łatwiej dobrać samochód do własnych preferencji.

Produkcja podobnych modeli przynosi też korzyści producentom. Unifikacja części, podzespołów i rozwiązań konstrukcyjnych obniża koszty produkcji. Czyżby idealne rozwiązanie korzystne dla obu stron?

Nie można zapominać, że podobieństwa budują wizerunek marki. To duża wartość, kiedy wystarczy jedno spojrzenie na samochód, by rozpoznać markę. Czasem to podobieństwo jest jednak tak duże, że... owszem, markę rozpoznajemy natychmiast — gorzej z modelem. Dokładnie tak jest z Elroqiem.

Konia z rzędem temu, kto bezbłędnie rozróżni Elroqa od Enyaqa. Niewiele pomoże nawet postawienie obu obok siebie. Przód Elroqa zaprojektowano w nowym stylu elektryków — zrezygnowano z charakterystycznego grilla, nawet z tej podświetlanej, efektownej atrapy, która była w Enyaqu. Była, bo nowy Enyaq otrzymał dokładnie taki sam design jak Elroq.

Elroq jest krótszy od Enyaqa — i tu trzeba szukać różnic. Tylne okienko jest krótsze, i to dzięki niemu już bez problemu rozpoznamy, który to model. Podobieństwo jednak olbrzymie.

Samochód kupuje się oczami

Zakup samochodu to poważna decyzja, więc powinien być dobrze przemyślany. Warto porównać parametry, wielkość, osiągi — a dopiero potem oglądać samochód. Rzeczywistość wygląda inaczej. Mówi się, że auto kupuje się oczami — i coś w tym jest. Jeśli wygląd nie przypadnie klientowi do gustu, to nawet najlepszy sprzedawca nie pomoże.

Mnie Elroq się podoba. Ładnie poprowadzona linia nadwozia, dobre proporcje — i mamy jednego z ładniejszych elektryków na rynku. Oczywiście to moje zdanie. Po prostu lubię takie zwarte, klasyczne nadwozie, bez nadmiernych ekstrawagancji. Zaryzykuję stwierdzenie, że Elroq wygląda lepiej niż Enyaq. Przynajmniej z zewnątrz. Wnętrze — praktycznie identyczne. Różnice zależą od wersji wyposażenia, ale styl auta się nie zmienia.

Elektryczne Skody mają mały ekran przed kierowcą i duży centralny monitor. Dość odważne posunięcie, bo w spalinowych modelach wirtualny kokpit to mocna strona. W Elroqu postawiono na minimalizm — i okazuje się, że to działa. Może nie jest tak efektowne, ale w pełni funkcjonalne. Trochę szkoda, że nie mogę zduplikować mapy nawigacji na ekranie przed kierowcą, ale przynajmniej jest strzałka pokazująca kierunek. Mniej gadżeciarsko — ale skutecznie.

  

Są też oczywiście prędkościomierz, zużycie energii i wskaźnik odzysku energii — bardzo przydatny do nauki ekonomicznej jazdy.

Duży centralny monitor to już stały element wyposażenia każdej Skody — takie centrum dowodzenia. W zależności od wersji znajdziemy tu różne „cuda” — od zmiany koloru podświetlenia po sterowanie masażem w fotelach.

Ceny, wersje, baterie

Elroq dostępny jest w wersjach Elroq 50, 60, 85, Sportline i RS. Już podstawowa wersja ma przyzwoite wyposażenie, ale można je rozszerzyć o pakiety dodatków. Wszystko kosztuje, więc warto przemyśleć, czego naprawdę potrzebujemy — inaczej rachunek może zaskoczyć.

Pojemność baterii to kluczowy parametr wpływający na cenę. Elroq 50 (bateria 52 kWh) kosztuje 149 900 zł bez dopłaty z programu „NaszEauto”. Elroq z baterią 77 kWh to już 193 200 zł. Różnica – niemal 50 tys. zł.

Czy warto wydać więcej? Czy można oszczędzić?

Moja Skoda na tylnej klapie nie ma oznaczenia — co oznacza, że to wersja z mniejszą baterią. Taka ciekawostka — po tym można rozpoznać wersję Elroqa.

Poza ceną, największa różnica to zasięg. Producent deklaruje 375 km, ale wiadomo — to teoria. Raczej nikt nie jeździ do zera. Bezpiecznie przyjąć 300 km. Reszta — to rezerwa na znalezienie ładowarki. Prąd się nie doleje z kanistra, więc jak zabraknie, to laweta albo pomoc drogowa z agregatem.

Czy to oznacza, że wersja z mniejszą baterią jest skazana na porażkę?

Jeszcze niedawno — tak. Ale dziś infrastruktura się poprawiła. Choć wciąż nie wszędzie i nie w każdej mocy.

Podstawowy warunek – dostęp do ładowania. Wallbox rozwiązuje sprawę, ale nie każdy ma taką możliwość. Zwykłe gniazdko wystarczy na spokojne ładowanie do lokalnej jazdy. Problemy zaczynają się w blokach — wtedy zostają publiczne ładowarki. Przed zakupem warto sprawdzić, gdzie są, jakiej są mocy, ile ich jest w okolicy.

Dobrze, jeśli są blisko domu lub pracy — wtedy można ładować przy okazji. Stacje o mocy 11 lub 22 kWh ładują auto w 2–3 godziny, ale wymagają pozostawienia auta. Mocniejsze (100 kWh i więcej) robią to w 20–30 minut, ale bywają zajęte.

Moja metoda? Nie czekam do końca — jak spada do 50%, zaczynam szukać ładowarki. I warto mieć kartę RFID, np. Shell Recharge — działa u większości operatorów. Warto też mieć aplikację, bo czasem coś się rozłączy, a my się zdziwimy, że prądu brak.

A co z trasą?

Tu też nie jest źle. Trzeba się przygotować. W internecie wszystko jest. Wchodzę na mapę Shell Recharge i planuję trasę. Wolne ładowarki (poniżej 50 kWh) od razu odrzucam. Te superszybkie (powyżej 150 kWh) też, bo Elroq i tak nie przyjmie tyle. Moje optimum to 100–120 kWh. Wystarczająco dużo stacji. Jak jedna zajęta, to w promieniu kilkunastu kilometrów znajdę inną.

 

Przepisy pomagają — nowe punkty ładowania powstają przy marketach. Widać poprawę, choć nie wszędzie jeszcze jest idealnie.

Podsumowanie

Elroq 50 daje radę — i w mieście, i w trasie. Prędkość maksymalna 160 km/h nie jest imponująca, ale pamiętajmy: przy dużych prędkościach elektryki pożerają energię. Ważniejsze jest przyspieszenie — 9,0 sekundy do setki to już coś. Auto przyspiesza chętnie i cicho. Jazda jest przyjemna.

Koszty eksploatacji? Trudne do jednoznacznego określenia. Zużycie od 15 do 20 kWh/100 km — zależnie od stylu jazdy. Cena 1 kWh zależy od źródła: od kilkudziesięciu groszy w domu do 5 zł na publicznej stacji. Średnio: 2,30–3,50 zł/kWh. Jazda elektrykiem może być tania lub... bardzo droga.

Elroq to SUV — przynajmniej z wyglądu. Napęd 4x4 ma tylko wersja RS, ale i tak nie zachęcam do walki w błocie. Auto ma zapewniać wygodę — i robi to dobrze. Wysoka pozycja, komfortowe fotele, sporo miejsca, 470-litrowy bagażnik. Mnie wystarcza.

Którą Skodę wybrać?

Jednoznacznej odpowiedzi nie ma. Wszystko zależy od potrzeb. Moim zdaniem warto rozważyć tańszą wersję. Kilkadziesiąt tysięcy zostaje w kieszeni, a funkcjonalność bardzo podobna. Jest o czym myśleć.

Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor