Niektórzy mówią, że sedany to wymarły gatunek, a tu niespodzianka – wjeżdża Renault Megane. Co prawda producent określa ten typ nadwozia jako GrandCoupé. Brzmi to nieźle, ale w rzeczywistości to klasyczny, kompaktowy czterodrzwiowy sedan. Piszę „kompaktowy”, bo słowo sedan kojarzy się raczej z dużą limuzyną, a tutaj mamy auto o długości 4632 mm. Szczerze mówiąc, nawet się zdziwiłem, że jest tak długi. Sylwetka jest bardzo zgrabna, smukła, rzeczywiście inspirowana stylem coupe, który przywołuje skojarzenia ze sportowymi samochodami. Dla mnie wygląda to świetnie, ale wiadomo – to kwestia gustu. Osobiście lubię, kiedy w aucie wszystko stylistycznie się zgadza – tu widać, że forma nadwozia została dobrze przemyślana. Jest balans między elegancją, lekkim sportowym pazurem, a codzienną praktycznością. Szczególnie w czarnym kolorze auto prezentuje się bardzo efektownie.
Czy rzeczywiście mamy do czynienia z wymierającym gatunkiem? Zajrzałem do ofert rynkowych i faktycznie – coraz mniej producentów ma w ofercie klasyczne sedany. Królują SUV-y i crossovery. W tym kontekście Renault nie idzie z trendem, tylko trochę pod prąd. I chwała im za to.
Kolejnym zaskoczeniem jest silnik. W czasach, gdy wielu producentów odchodzi od diesla, Renault wraca z jednostką wysokoprężną. To już kompletne zaskoczenie. Przy obecnej nagonce medialnej na silniki diesla to dość odważna decyzja. Czy słuszna? Czas pokaże. Dla mnie to bardzo dobra wiadomość, bo od lat jestem zwolennikiem tych silników. Mają wiele zalet: świetna elastyczność, niskie spalanie i duży zasięg na jednym baku.
Przyjrzyjmy się samej Megance. Samochód zadebiutował w 1995 roku, zastępując model Renault 19. Wersja sedan pojawiła się w 1996. Od tamtej pory auto ewoluowało, a każda kolejna generacja była coraz bardziej stonowana stylistycznie, mniej kontrowersyjna. Model zyskał spore grono fanów – do dziś sprzedano ponad 6 milionów egzemplarzy. Megane było produkowane w różnych wersjach nadwozia: hatchback, kombi, coupe, sportowe RS, a nawet cabriolet. Dla każdego coś dobrego. Dziś w polskiej ofercie Renault pozostała tylko wersja GrandCoupé oraz elektryczny hatchback Megane E-Tech. Dwa zupełnie różne pojazdy – spalinowy sedan i elektryk z nowej ery motoryzacji.
Spalinowe GrandCoupé można kupić z silnikiem benzynowym lub właśnie z dieslem. Co ciekawe, silnik diesla jest obecnie montowany tylko w tym jednym modelu osobowym Renault – nie licząc oczywiście dostawczaków. Testowany przeze mnie egzemplarz to wersja Blue dCi 115 z automatyczną skrzynią EDC.
Kilka modeli Megane już u mnie było, więc auto jest mi dobrze znane. Wsiadam i od razu czuję się jak u siebie. Fotele są solidne, dobrze wyprofilowane i wzbudzają zaufanie. Po dłuższej jeździe tylko się to potwierdza – wysiadam bez bólu pleców, bez zmęczenia. Komfort jazdy wynika nie tylko z foteli, ale też z dobrego wyciszenia, zawieszenia i przestronności kabiny. Megane to naprawdę obszerne auto. Zarówno kierowca, jak i pasażerowie mogą liczyć na wygodne warunki podróży.
Z perspektywy kierowcy – jest dobrze. Duży centralny ekran pełni rolę centrum dowodzenia. W praktyce korzysta się z kilku najważniejszych funkcji – reszta to bajery, które ustawia się raz i zapomina. Przed kierowcą mamy cyfrowy zestaw wskaźników – można wybrać klasyczne zegary, cyfrowy prędkościomierz albo mapę nawigacji. Rozwiązanie znane i sprawdzone – choć nic nowego tu nie dodano, to działa jak trzeba.
Przy odbiorze samochodu usłyszałem, że auto jest bardzo oszczędne i że da się zejść poniżej 4 litrów na 100 km w trasie. Pomyślałem: sprawdzimy to. Ostatnio całkiem dobrze idzie mi ecodriving, więc nie mogłem odpuścić wyzwania. Trasa testowa: Serock–Warszawa. Droga lokalna, trochę zabudowanego, kawałek ekspresówki i sam wjazd do miasta. Ruch umiarkowany, nie były to godziny szczytu. Prędkości zgodne z przepisami – 50 to 50, poza terenem zabudowanym nie więcej niż 90 km/h. 50 kilometrów to wystarczający dystans, by uznać wynik za wiarygodny. I co? 3,0 l/100 km. Rewelacja.
Na taki wynik złożyły się dwa czynniki. Po pierwsze, znałem trasę, więc wiedziałem, gdzie są światła i gdzie lepiej zdjąć nogę z gazu. Po drugie – sposób jazdy. Wystarczy przewidywać sytuację na drodze, nie szarpać gazem, nie hamować gwałtownie. Okazuje się, że oszczędna jazda nie musi być wolna. Czas przejazdu wyszedł jak zawsze. Warto obserwować średnie spalanie na wyświetlaczu – to pomaga utrzymać dyscyplinę. Zachęcony sukcesem postanowiłem ruszyć w nieznane. Tym razem 100 km – trasa zróżnicowana, od szutru po trasę szybkiego ruchu. Wyjazd turystyczny, więc nie goniłem czasu. Spalanie też nie było priorytetem. Wyszło 3,8 l/100 km. Skoro ten diesel jest taki oszczędny, to na powrót wybrałem autostradę. Pierwsze kilkadziesiąt kilometrów z prędkością autostradową – około 140 km/h.
Spalanie: 5,8 l/100 km. Zadowalająco. Im bliżej Warszawy, tym większy ruch i mniejsza prędkość – średnie spalanie spadło do 5,0 l/100 km. Z miejską jazdą trudniej o wiarygodne dane – różne warunki, różne czasy przejazdu. Najlepiej przyjąć średnią z kilku dni. U mnie wyszło 6,1 l/100 km.
Za oszczędność Megane dostaje ode mnie najwyższą ocenę. Komfort też oceniam bardzo dobrze. Auto łatwe w prowadzeniu i parkowaniu.
Bagażnik ma 500 litrów – to bardzo dobry wynik w tej klasie.
Co do osiągów – silnik 1.5 dCi o pojemności 1461 cm³ ma 115 KM i 270 Nm momentu obrotowego. To pozwala rozpędzić się do 180 km/h, a przyspieszenie 0–100 km/h zajmuje 9,8 sekundy. Nie są to osiągi wywołujące zawrót głowy, ale zupełnie wystarczające do sprawnej, bezpiecznej jazdy. Dobre przyspieszenie to nie tylko efektowne ruszanie spod świateł, ale też bezpieczeństwo podczas wyprzedzania. Im szybciej wrócimy na swój pas, tym lepiej. 9,8 sekundy to przyzwoity wynik. Na pewno nie ma się wrażenia, że auto jest ospałe. Jeśli ktoś szuka sportowych emocji, to nie jest wersja RS – ale nie każdy tego potrzebuje.
Ja absolutnie nie traktuję tego jako minus. To auto ma inne przeznaczenie.
Jeśli potrzebujemy wygodnego, oszczędnego samochodu z automatem, warto rozważyć Renault Megane Blue dCi 115 EDC. Przy takim spalaniu nawet nie warto myśleć o instalacji LPG. Cena? Od około 113 tysięcy złotych – i to z automatyczną skrzynią biegów.
Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor
Testy: