Auto w Pracy

Slideshow Image

Suzuki Ignis jest jednym z najbardziej oryginalnych pojazdów jakie możemy kupić na polskim rynku. Małe autko, które albo kochasz, albo nienawidzisz. Ja należę do tej pierwszej grupy, wiec mogę nie być obiektywny, pomimo chęci zrobienia rzetelnego opisu.

Na Suzuki zawsze można było liczyć, że zrobią coś innego niż konkurencja. Do tego, Suzuki ma to coś, że od razu rozpoznaje się jaka to marka. Nie liczę tu adoptowanych modeli, a tylko te, które są dziełem Suzuki. Ignis jest tu najlepszym przykładem. Pierwsza generacja zaskoczyła stylistyką i z nową generacją jest tak samo, pomimo tego, że kompletnie nie przypomina poprzednika.

Ignis jest prawdziwym maluchem. Mierzy zaledwie 3700mm długości. W świecie pełnowymiarowych samochodów to prawdziwe maleństwo. Mniejsze są tylko microcary, ale to już odmienna kategoria, którą nie wszyscy nawet zaliczają do samochodów.

Kontrowersyjny wygląd zwraca na siebie uwagę. Niepowtarzalna sylwetka, gdzie dół auta jest zdecydowanie szerszy niż góra. Do tego ciekawie dobrano proporcje, samochód jest krótki, ale wysoki. Trudno szukać drugiego takiego na rynku. Jednym się to podoba, innym wprost przeciwnie. Teraz wielu producentów idzie w innym kierunku, zwężając przednie reflektory, a tu niespodzianka. Duże przednie reflektory Ignisa nie tylko, że dodają mu uroku, to jeszcze wyróżniają z tłumu aut na ulicy.

Wnętrze, już tak oryginalne nie jest. Upodobniło się, do innych modeli tej marki, ale i tak znajdziemy kilka ciekawych rozwiązań zarezerwowanych tylko dla tego modelu. Trochę szkoda, że w moim aucie sterowanie klimatyzacją jest pokrętłami w stylu Grand Vitary. Wcześniej miałem Ignisa z automatyczną klimatyzacją i tam był oryginalny panel sterowania w kształcie półokrągłej tuby,  wkomponowanej w kokpit. Zdecydowanie lepiej pasowało do stylu auta.

Sposób zmiany danych, które wyświetla pokładowy komputerek też spotkałem tylko w tym modelu Suzuki. Micro panel ze sterowaniem tej funkcji umieszczono z lewej strony za kierownicą.

Samochód jest czteroosobowy i faktycznie tyle osób się do niego mieści. Nawet da się podróżować z kompletem pasażerów. Co prawda nadmiaru miejsca nie ma, zwłaszcza na tylnych siedzeniach, ale tragedii też nie ma. Problem mógłby powstać, gdyby każdy z pasażerów chciałby zabrać trochę bagażu. Objętość przestrzeni bagażowej wynosi 267 litrów. W tak małym aucie to zaskakująco duża objętość. Dla dwóch osób, bo to chyba optymalna ilość użytkowników, taki bagażnik spokojnie by wystarczył. Wyjazd z większym bagażem wymaga, albo złożenia tylnych siedzeń, albo zamocowania bagażnika dachowego. Relingi już są, więc nie tylko ja pomyślałem o takiej możliwości.

Wspomniałem o dwóch użytkownikach nie bez powodu. Przednie fotele są wygodne, a że Ignis jest dość wysokim autem (wysokość 1,6 m) to nie mamy klaustrofobicznych odczuć.  W sumie, to miejsca jest więcej niż wskazują gabaryty auta.

Ignis jest hybrydą typu „mild hybrid”. Ten rodzaj nie wymaga od nas żadnych czynności obsługowych. Nawet jakbyśmy chcieli to nie ma takiej możliwości, aby podłączyć auto do prądu i doładować baterię. Samochód sam doładowuje baterię podczas jazdy, energią odzyskiwaną głównie podczas hamowania. Wygodne rozwiązanie, ale ma to też słabe strony. W takich hybrydach baterie są małej pojemności więc praktycznie można zapomnieć o jeździe w trybie elektrycznym. Czy przekłada się to na oszczędność paliwa, to okaże się w trakcie eksploatacji.

Silnik Ignisa ma pojemność 1,2 litra z czego generuje 83 KM. Przy masie własnej 925 kg można się spodziewać,  że mocy nie będzie brakować. Co prawda, parametry podane przez producenta jakoś tego nie potwierdzają. Prędkość maksymalna wynosi 155km/h, a przyspieszenie od 0 do 100km zajmuje 12,3 sekundy. I teraz przychodzi refleksja, do czego to autko będzie wykorzystywane. Wielkość sugeruje, że jego naturalnym środowiskiem jest miasto. Jeśli tak, to jest ok.  Faktycznie, pomijając już formalne ograniczenia prędkości, to za bardzo nie ma gdzie się w mieście bujnąć z większą szybkością. Przyspieszenie też nie jest tu istotne, bo w wyścigach Ignisem udziału nie biorę. 12,3 sekundy wystarcza do sprawnego ruszenia, zmiany pasa ruchu czy przyspieszenia, aby włączyć się do ruchu.  W tym zakresie jest dobrze, ale szybko odkryjemy jeszcze lepsze strony auta. Micro rozmiary w mieście są wielkim atutem. Po prostu wjedziemy w każdą dziurę, jak ktoś inny tam się zmieścił to nasz Ignis też tam zaparkuje. Jest jeszcze jeden atut o którym trzeba powiedzieć. Suzuki reklamuje Ignisa jako kompaktowego SUVa. Nawet w wersji z napędem na cztery koła to dość odważne określenie. Mój Ignis nie jest 4x4, ale prześwit jest całkiem spory i wynosi 180 mm. SUVy mają powyżej 200mm prześwitu, ale w kategorii crossoverów to dobry wynik. W sam raz, aby nie martwić się podczas wjeżdżania na krawężnik. Dziury, których nie brakuje na naszych ulicach też już nie są takie straszne. Sprawdzałem Ignisa zimą i mogę powiedzieć, że w wersji 4x4 śniegu się nie boi. Liczyłem, że teraz też to sprawdzę, ale niestety nie było okazji.

W mieście rewelacja, idealne autko na dojazdy do pracy, czy na zakupy. Nawet spalanie całkiem przyzwoite. W mieście, zawsze hybrydy dobrze wypadają. W sumie to nie powinno dziwić. Warszawscy drogowcy tak ustawili zieloną falę, że trzeba hamować przed każdymi światłami, bo czerwone. Chyba to celowe działania proekologiczne, aby hybrydy miały gdzie odzyskiwać energię. Jakby nie patrzeć, działa. W  takich sprzyjających warunkach rzadko kiedy przekraczam 6l/100km, a przeważnie jest to 5 z hakiem i to raczej nie za dużym.

Ciekawy byłem jak to wyjdzie w trasie. Na pierwszy ogień poszła autostrada. Zapakowałem komplet pasażerów i w drogę. Na autostradzie limit prędkości wynosi 140km/h, a to już blisko prędkości maksymalnej auta. Ignis pojedzie z taką prędkością, ale mam wrażenie, że nie jest to optymalna prędkość dla niego. Zwolniłem do 120km/h i jest ok, chociaż pewnie koło stówki byłoby optymalną prędkością. No, ale na autostradzie to jednak byłoby tamowanie ruchu, więc trzymam te 120km/h. Patrzę na wskaźniki i szybko ubywa mi zasięgu. Sprawdzam spalanie i wszystko jasne, autko pali 7l/100km. Trochę dużo, ale tu hybryda nie pomaga. Nie ma hamowania, nie ma odzyskiwania energii.

Jeśli Ignis nie lubi autostrady, to może spodoba mu się powrót lokalnymi drogami.  Spodobało się, za co odwdzięczył się spalaniem poniżej 4l/100km. Dokładnie to wyszło mi 3,9l/100km, a czas przejazdu podobny, bo trasa krótsza, a prędkość tylko trochę niższa. Kolejny raz przekonuję się, że oszczędności czasu przy szybszej jeździe są znikome, za to wzrasta spalanie i ryzyko zapłacenia mandatu. Oczywiście, jeśli mocno pociśniemy to na każdej setce kilometrów urwiemy kilka minut. W moim przypadku nie mam tego dylematu, Ignisem i tak 200km/h nie polecę.

Zakup Ignisa może być strzałem w dziesiątkę, jeśli będzie to świadomy wybór, po poznaniu mocnych i słabych stron auta. Dla pary w każdym wieku może być przyjacielem. Dla dwójki miejsca wystarczy, zakupy się zmieszczą, a i bagaż na wyjazd również, najwyżej złoży się oparcia kanapy. Maluszek dojedzie gdzie trzeba, paliwa też dużo nie spali. Powiedziałbym urodzony turysta.

TIKTok: Suzuki Ignis

Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor