Auto w Pracy

Slideshow Image

Renault Austral ma w sobie coś. Wsiadam i czuję klasę. Nawet nie zastanawiam się, z czego to wynika – po prostu to się czuje. Wygląd auta, wnętrze, komfort, osiągi – można wymieniać wiele składowych, ale na koniec to wszystko musi jeszcze zgrać się ze sobą. A to wcale nie jest proste, bo historia zna przypadki, gdzie wszystko było… poza sukcesem.

Renault Austral trafił do klientów na przełomie 2022/2023 roku. Można powiedzieć: świeżynka, a już doczekał się faceliftingu. Cóż, świat motoryzacji przyspieszył. Zmiany nie są duże – raczej kosmetyczne. Delikatnie zmienił się przód auta, a na grillu pojawiły się charakterystyczne romby.

Samochód mierzy 4533 mm długości. Trochę mnie to zaskoczyło, bo wygląda na większy. Klasyczny wygląd nadwozia ożywiają wyraźne przetłoczenia. Sylwetka budzi zaufanie, sugerując moc, dynamikę i solidność – jak przystało na dużego SUV-a.

Mój Austral jest w pięknym niebieskim kolorze Naxos, z czarnym dachem. Panoramiczny dach ma swoje zalety – więcej światła poprawia nastrój. Samochód oczywiście wyposażony jest w bezkluczykowy dostęp, składane lusterka i elektrycznie otwierany bagażnik. Wygodne rozwiązania.

Otwieram drzwi i nie jestem zaskoczony. Miałem pierwszą wersję Australa i właśnie tego się spodziewałem. Powiem więcej – dobrze, że większych zmian nie ma. Olbrzymi ekran, a właściwie dwa ekrany w jednej obudowie, sprawiają wrażenie jednej wielkiej tafli informacyjnej. Nakierowane na kierowcę, dają poczucie pełnej kontroli nad autem. Mogę ustawić zestaw wyświetlanych informacji – jest ich całkiem sporo. Co prawda i tak nie korzysta się ze wszystkich opcji, ale sama świadomość możliwości poprawia samopoczucie. Oczywiście jest też możliwość podłączenia smartfona i korzystania z aplikacji z telefonu. Kolejna porcja funkcji, z których faktycznie korzystam. Sterowanie głosem? Przydatne.

Mój Austral to wersja esprit Alpine – najwyższy poziom wyposażenia, naprawdę bogaty. To jednak nie znaczy, że nie można doposażyć auta w kilka przydatnych elementów.

Wyświetlacz Head-Up 9,3", z informacjami wyświetlanymi na szybie przedniej – super sprawa. Szybko można docenić jego przydatność, ale kosztuje dodatkowe 3000 zł.

Do wersji full hybrid E-Tech można dokupić system 4Control advanced z zawieszeniem wielowahaczowym na tylnej osi. Dopłata wynosi 7000 zł, ale faktycznie auto staje się bardziej skrętne i lepiej trzyma się drogi. Przy małych prędkościach nie ma to większego znaczenia, ale wraz ze wzrostem szybkości nabiera. Gdzieś jest ta granica, po przekroczeniu której system potrafi uratować nas przed poważnymi kłopotami. Każdy musi więc sam odpowiedzieć, czy warto.

Za panoramiczny dach trzeba dopłacić 4500 zł. Tu już tylko zasobność portfela i nasze preferencje decydują, czy się na niego zdecydujemy.

Podobna sytuacja z nagłośnieniem. System audio Harman Kardon 485 W z 11 głośnikami premium i subwooferem wymaga identycznej dopłaty co dach. Nie wiem, jak gra zestaw standardowy, ale Harman Kardon brzmi świetnie.

Jeszcze ewentualnie dopłata za lakier – i z 175 900 zł za model full hybrid E-Tech 200 esprit Alpine robi się 200 tysięcy. Wydaje się sporo, ale czy na pewno?

Wracając do wnętrza. Fotele w Renault od dawna mi się podobały. Solidne, dobrze wyprofilowane – wystarczyło popatrzeć i już chciało się w nich usiąść. Teraz też mnie nie zawiodły. Logo Alpine wyhaftowane na tapicerce podkreśla sportowy charakter auta.

Dodam, że fotele mają funkcję podgrzewania, wentylowania, a nawet możliwość wyboru masażu. Pomiędzy nimi potężna konsola, co od razu kojarzy się z wyższą klasą. Miejsce kierowcy to prawdziwy punkt dowodzenia. W konsoli znajdziemy zamykany schowek i ruchomą półkę – praktyczne i wygodne rozwiązanie.

 

Dbałość o szczegóły zawsze ceniłem w Renault. Weźmy drzwi – boczki wyłożono miękkim materiałem. Niby drobiazg, ale miły dotyk poprawia samopoczucie.

Z tego samego materiału wykonano wstawkę w desce rozdzielczej. Błękitne przeszycia idealnie komponują się z kolorem nadwozia. Dywaniki dobrane pod kolor – i jest super.

 

Jeden detal mnie rozczarował – podłokietnik w tylnej kanapie. Brakuje przejścia do przestrzeni bagażowej, które pozwoliłoby przewozić dłuższe przedmioty. Ciekawe, czy to przeoczenie, czy opcja dodatkowo płatna.

 

Oparcia tylnej kanapy można złożyć, powiększając bagażnik do 1525 litrów pojemności. Normalnie ma on 450 litrów – i to również dobry wynik. U mnie podłoga bagażnika zabezpieczona jest gumową matą. Estetyka trochę cierpi, ale praktyczność wygrywa.

Nie muszę się martwić, co do niego wrzucam – może być brudne, mokre, a i tak nic się nie stanie. Wysokie ranty maty dodatkowo chronią wnętrze.

Austral to hybryda. Można go kupić w wersji tzw. miękkiej hybrydy albo – jak w moim przypadku – full hybrid. Technicznie różnice są duże, ale dla użytkownika obsługa wygląda praktycznie tak samo. Kierowca nie musi robić nic specjalnego. Nawet gdyby chciał podłączyć auto do prądu, żeby doładować baterię – nie ma takiej możliwości. Kierowca ma pilnować drogi, a pomagają mu w tym systemy wspomagania. Jest ich tyle, że producent nawet nie wymienia wszystkich. Działają w tle i to wystarcza. Czasem tylko potrafią zirytować swoją nadgorliwością. Niestety akurat te systemy to obowiązkowe wyposażenie w UE.

Jazda Australem to przyjemność, na którą składa się wiele czynników. Komfort – oczywistość w tej klasie. Osiągi – również przyzwoite. 200 KM mocy przekłada się na przyspieszenie 0–100 km/h w 8,4 sekundy i prędkość maksymalną 175 km/h. Auto mogłoby pojechać szybciej, ale fabrycznie ma elektroniczny kaganiec. Jest dobrze, ale jeśli naprawdę lubimy dynamiczną jazdę, warto wybrać tryb sport. Różnica jest wyraźna – w spalaniu także. Ja znalazłem na to patent: częściej zmieniam tryby jazdy. Przełącznik na kierownicy bardzo to ułatwia.

A skoro o spalaniu mowa – Austral ma dwa, a nawet trzy oblicza. Pierwsze: szybka jazda i pełne korzystanie z tego, co fabryka dała. Ekstremalne prędkości zostawiam na boku, ale jazda autostradą z tempem, które nie tamuje ruchu na lewym pasie, przekłada się u mnie na zużycie w okolicach 7,5 l/100 km. To litr–dwa więcej niż w codziennym użytkowaniu, gdzie norma oscyluje wokół 5 l/100 km. Producent deklaruje średnie spalanie na poziomie 4,6–4,8 l/100 km i mogę się z tym zgodzić – przy spokojnej jeździe bez problemu mieszczę się w widełkach. Odkryłem też oblicze „turbooszczędne”. Wystarczy chcieć i spalanie zaczyna się od trójki.

Mój rekord na kilkudziesięciokilometrowej trasie to 3,2 l/100 km. Pewnie można jeszcze mniej, ale wtedy groziłoby to blokowaniem ruchu. A nie bardzo wiem, w jakim celu miałbym to robić.

 

Renault Austral to kompletny samochód – dobrze wyposażony, z przyzwoitymi osiągami, a przy tym oszczędny. Cena, choć na pierwszy rzut oka wysoka, nie odstrasza, gdy zobaczymy, co faktycznie za nią dostajemy.

Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor