Wybór samochodu nie jest łatwym zadaniem, można polegać na własnej wiedzy i doświadczeniu, można skorzystać z porady fachowców, można też samemu odkrywać „Amerykę”. Punktem wyjścia jest zawsze określenie do czego nam potrzebny samochód. Odpowiedź na to pytanie wskazuje gdzie i czego szukać. Często to tak zawęża pole poszukiwań, że mamy prawie gotowe rozwiązanie.
W przypadku samochodów użytkowych, dobrze jest popatrzeć na konkurencję. Jeżeli jakiś model czy marka jest popularna w określonej branży czy działalności, to warto się temu przyjrzeć. Dlaczego taki wybór? Tam nie ma przypadków, bo zakup floty pojazdów to poważny wydatek, który musi się zwrócić. Można być prawie pewnym, że przed zakupem rozważono wiele opcji, zalet i wad i wybrano optymalne rozwiązanie. Więc jeśli u nich się sprawdza, to pewnie u nas też. To może być punktem wyjścia, ale decyzja musi zapaść po naszej analizie. Każda firm jest inna, a o sukcesie decydują detale.
Mówimy samochód do pracy i na myśl przychodzi pickup. Nic dziwnego, bo ten samochód został stworzony jako uniwersalne auto użytkowe. Jest wydzielona część osobowa, a za nią odkryta skrzynia ładunkowa. Tyle teoria, w praktyce mamy więcej opcji do wyboru. Kabina krótka, długa, skrzynia z zabudową lub nie. Skoro tyle opcji, to pewnie wybór aut i modeli ogromny. Trochę ich jest, ale nie aż tak dużo. W końcu, do niedawna pickupy to była egzotyka na naszych drogach. Co prawda były nawet polskie konstrukcje takie jak Syrena pickup czy Tarpan, ale popularności one temu segmentowi nie zdobyły.
Od czego zacząć? No właśnie od konkurencji. Wystarczy popatrzeć co kupiły firm budowlane, czy energetyczne. Tam samochody często eksploatowane są w ekstremalnych warunkach. Nie ma to tamto, dojechać trzeba nawet jak nie ma drogi. I kto tam rządzi? ISUZU D-MAX. Dla mnie lepszej rekomendacji nie ma, ale sprawdzić samemu i tak trzeba. Do Polski nowiutkie ISUZU D-Maxy sprowadza Astara. Nie tylko Isuzu, mają też Nissany i Mitsubishi.
Isuzu D-Max jest dużym pickupem oferowanym w trzech wersjach. Pojedyncza kabina, podwójna kabina i przedłużana kabina. To tak na początek, co zrobimy ze skrzynią, to już zależy od naszych potrzeb i fantazji. Możliwości są ogromne, od specjalistycznej zabudowy warsztatowej do designerskiej fantazji. Campera na bazie D-Maxa też spotkałem.
Zajmijmy się najpierw kabiną. Czasy kiedy samochód użytkowy był siermiężnym wozidłem, gdzie komfort czy nawet wygoda były mało istotne, dawno odeszły w zapomnienie. Teraz wnętrze niczym nie odbiega od aut osobowych. W standardzie jest klimatyzacja, nawigacja, kamera cofania, czyli to bez czego nie wyobrażamy sobie nowego samochodu. Może być znacznie więcej, jeśli sięgniemy do listy dodatkowych opcji. Na liście opcji nie znalazłem systemu automatycznego parkowania, co mnie nie dziwi, bo na budowach miejsca nie brakuje. W sumie to nawet i dobrze, bo jak kogoś przerażają podstawowe manewry, to lepiej niech za kierownicę nie siada.
W D-Maxie można poczuć się komfortowo, ale projektanci nie zapomnieli, że jest to auto użytkowe. Nie ma, białej skóry, czy puszystych welurków jak w luksusowych SUVach. Materiały solidne, ale łatwe w utrzymaniu czystości.
Przykładem tego są zamontowane progi, które faktycznie służą do tego aby ułatwić wsiadanie i wysiadanie. W D-Maxie siedzi się wysoko, jak w busie. Wsiada się łatwo, nawet lepiej niż do osobówki, bo nie trzeba się schylać. Wysiada się równie łatwo, ale osoby o krótszych nóżkach mogą nimi nie sięgać do ziemi, więc wtedy przydają się progi.
Auto ma 240 mm prześwitu, więc już samo to pozwala na bezpieczny zjazd z asfaltu. Zjazd z asfaltu to tylko początek tego co możemy zrobić. Solidny napęd 4x4, a w razie prawdziwych opresji to mamy do dyspozycji jeszcze blokadę tylnego mostu. Jeśli do tego dołożymy terenowe opony, to można się zdziwić, co ten pojazd potrafi. Teraz nie ma wątpliwości, to nie przypadek, że tam gdzie trzeba pracować w trudnych warunkach podstawowym wyborem jest ISUZU D-Max.
Dojechać to jedno, ale zazwyczaj to jeszcze trzeba coś dowieźć, ludzi lub materiały, albo jedno i drugie. Z tym nie ma problemu, do wyboru mamy trzy wersje kabiny. W zależności od wybranej opcji możemy przewieźć od 2 do 5 osób. Część bagażowa to wydzielona skrzynia z możliwością zabudowy. Już w salonie dostajemy kilka propozycji, co zrobić z tą przestrzenią. Jeżeli potrzebujemy bardziej dopasowanej oferty do naszych potrzeb, to bez problemu znajdziemy specjalistyczną firmę która zabuduje pakę idealnie do naszych oczekiwań. Podstawowy wymiar paki przy podwójnej kabinie to szerokość 1530mm i 1495 mm długości. Długość skrzyni znacznie rośnie przy pojedynczej kabinie, wynosi wtedy aż 2330 mm.
Mniejsze możliwości wyboru, a w zasadzie to nie ma wyboru, jeżeli chodzi o jednostkę napędową. W D-Maxsie pracuje wysokoprężny silnik o pojemności 1898 cm³, generujący 163 KM mocy i 360 Nm momentu obrotowego. Silnik dobrano pod właściwości użytkowe pojazdu. Ma być wystarczająco do sprawnej jazdy także z obciążeniem. Ładowność wynosi od 1065 kg do 1202 kg, a masa przyczepy może dojść do 3500 kg.
Co istotne spalanie jest na akceptowalnym poziomie. Mnie średnia wychodzi około 9 l/100km. Oczywiście, zależy to od warunków użytkowania. Zapakowany i z przyczepą spali więcej, tak samo jak jazda w terenie winduje spalanie.
Tragedii nie ma, jazda w terenie to jakieś 11,5 l/100km, no chyba, że była to ekstremalna przeprawa, to wtedy spalanie nie ma znaczenia. W mieście, spodziewałem się większego spalania, a tu raptem 9,5 l/100km. Całkiem miło, a skoro tak, to trzeba sprawdzić, jak pickup sprawdzi się w mieście. Największe obawy miałem o parkowanie. Jakby nie było to auto liczy ponad 5 metrów długości.
Na szczęście jest kamera cofania, co znacznie ułatwia manewry. W zasadzie to rozwiązuje problem, pod jednym warunkiem, trzeba znaleźć odpowiednio duże miejsce. Reszta, to już same zalety. Jeżeli ktoś myśli, że terenowe cechy D-Maxa w mieście są bezużyteczne, to jest w dużym błędzie. Drogi są jakie są, a żeby nam się lepiej jeździło to ciągle przybywa różnego rodzaju spowalniaczy. Czasem jest też zima ze śniegiem, a my na to wszystko mamy jedną odpowiedź- D-Max. Punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia, a w tym aucie siedzimy wysoko, co ułatwia nam obserwację drogi.
Kolejny plus, to kultura na drodze, ewidentnie rośnie wraz z rozmiarem auta. Jakoś tak łatwiej zmienić pas, czy włączyć się do ruchu. Chyba auto budzi sympatię. Nic dziwnego, bo ma bardzo efektowną zabudowę skrzyni. Może nie jest to najbardziej praktyczna wersja, ale na pewno jedna z najładniejszych. Zamykana klapa chroni przed amatorami cudzej własności, ale dużych gabarytów nie przewieziemy.
Za to możemy usiąść na tylnej klapie, gdzie zadbano o solidną konstrukcję mocowania. Jeszcze mały minus, owszem, pokrywa chroni przed deszczem, ale nie przed kurzem i pyłem. Pewnie, można z tym powalczyć, ale nie miałem takiej potrzeby.
Wracając jednak do drogowej, a w zasadzie ulicznej kultury, to piesi też w obecności D-Maxa odnajdują w sobie instynkt samozachowawczy. Potrafią się obejrzeć, zauważyć, że mają czerwone światło i że nie są sami na drodze.
Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor