Kolejna przygoda z camperem, a że camper to praktycznie ten sam model co w poprzednim to tym razem będzie mniej opisu samego auta, a więcej osobistych uwag o podróżowaniu camperem.
Renault Wavecamper bazuje na dłuższej wersji Renault Trafic. Długość samochodu wynosi 5480 mm, całkiem sporo, ale nie na tyle, aby stanowiło problem podczas jazdy. No raptem metr więcej niż przeciętna osobówka. Nie mniej, jeśli ktoś wcześniej nie jeździł busami o takich gabarytach, to warto zwiększyć czujność. Szczególnie przy skrętach, można bokiem zahaczyć o przeszkodę stojącą blisko skrętu. Jeśli chodzi o trudności w prowadzeniu to chyba tylko to. Wysokość auta nie komplikuje życia. Co prawda, na dachu mamy składany namiot, ale po złożeniu, wysokość auta tylko niewiele się zwiększa. Nie jest na tyle duża, abyśmy się zastanawiali czy przejedziemy pod mostem, albo czy wjeżdżać do podziemnego garażu.
Dwa metry szerokości samochodu wymaga trochę staranności w prowadzeniu, ale nic więcej. Resztę to już bym zaliczył do plusów. Lubię jeździć busami. Wygoda porównywalna do osobówki czy SUVa. W niektórych aspektach nawet jest lepiej. Po pierwsze, jest zdecydowanie więcej miejsca, po drugie lepsza jest widoczność z miejsca kierowcy. Wyżej siedzimy, więcej widzimy. Do tego amortyzowany fotel i już czujemy się królami drogi.
Elektronika jest wszechobecna, więc tylko patrzeć jak cyfrowe kokpity zagoszczą w dostawczakach. Tu jeszcze tego nie ma, ale już są pierwsze symptomy, że za chwilę, czyli pewnie przy najbliższym faceliftingu się pojawią. Pomiędzy zegarami mamy ekranik pokładowego komputera i tu jest możliwość wyboru informacji jakie chcemy widzieć. Ja najczęściej wybieram dane o szybkości lub spalaniu, chyba, że używam nawigacji, wtedy ustawiam podpowiedź nawigacji. Pojawia się strzałka, która pokazuje gdzie mam jechać. Dużą nawigację mam na centralnym wyświetlaczu stacji multimedialnej. Jest też możliwość podłączenia smartfona i korzystania z aplikacji w telefonie.
Klimatyzacja to już standard współczesnym samochodów, więc i tu ją znajdziemy.
Automatyczna skrzynia biegów też nie powinna dziwić. Sprawdza się doskonale. Szczególnie polecam jeśli ktoś nie często jeździ busem. Odpada problem z doborem odpowiednich przełożeń w większym i cięższym pojeździe. Chociaż pewnie większość bez trudu by sobie z tym poradziła. Mocy też nie brakuje. Trafica można kupić tylko z wysokoprężnym silnikiem o mocy od 110KM do 170KM. W automacie dostępne są tylko mocniejsze jednostki napędowe – 150 i 170KM.
Taka moc w zupełności wystarcza do sprawnego poruszania się autem. W najmocniejszej 170 konnej wersji prędkość maksymalna wynosi prawie 180km/h i przyspieszenie od 0 do 100km/h zajmuje zaledwie 10 sekund. Prawie jak wyścigówka. Z maksymalna prędkością nim nie jeżdżę, ale autostradowe 140km/h jak najbardziej i jeszcze jest zapasik mocy przy wyprzedzaniu. Nie miałem okazji zrobić pomiarów przyspieszenia. Subiektywnie nie czuć tych 10 sekund, ale z pewnością nie mogę powiedzieć, aby auto słabo się zbierało.
W porównaniu do osobówki nieco słabszy jest poziom wyciszenia samochodu. Dwulitrowy silnik diesla trochę dźwięków wydaje i to słychać. Oczywiście, bez przesady, nie jest to uciążliwe. W końcu to samochód z silnikiem spalinowym, a nie elektryk.
Naturalnie zużycie paliwa jest związane ze sposobem jazdy. Na szczęście jest to diesel, więc rozpiętość między niskim a wysokim spalaniem nie jest duża. U mnie waha się pomiędzy 6,5 a 8,5l/100km. Przy 80 litrowym zbiorniku paliwa daje to jakieś 1000 kilometrów na jednym baku. Aż chce się ruszyć w trasę.
W takim razie w drogę. Najpierw jednak trzeba się spakować. Samochód duży, bo przecież to Trafic, ale tu nie nawrzucamy jak leci na pakę. W dostawczym też nie polecam wrzucać jak leci, no chyba, że lubimy jak kołacze się nam cały bagaż. Ani to miłe, ani bezpieczne. W camperze tym bardziej, bo część bagażowa i osobowa są często jedną przestrzenią. W moim camperze, za tylną kanapą jest wydzielona przestrzeń bagażowa. Normalnie, powiedziałbym, że kupa miejsca, ale tu trzeba spakować się na dłuższy wyjazd. W zasadzie skoro samochód ma być naszym domem, to jest co zabrać, bo wszystko może się przydać. Przy takim podejściu, szybko miejsca nam zabraknie, a dokładanie bagażu do części mieszkalnej nie jest najlepszym rozwiązaniem. Najlepiej od razu przyjąć zasadę, że nic luzem nie zostawiamy. Inaczej, podczas jazdy będziemy mieć latające przedmioty, które albo się zniszczą, albo coś zniszczą. O tym, że zagraża to bezpieczeństwu już nawet nie ma co wspominać, bo to oczywista oczywistość.
W takim razie, trzeba zaplanować co zabrać i jak to rozłożyć w samochodzie. Zanim zaczniemy planowanie, warto zapoznać się z samochodem. W zabudowie ukrywa się całkiem sporo zamykanych skrytek. Kilka jest wykorzystanych na część techniczną, bo gdzieś trzeba było zamontować butle z gazem, pojemniki na wodę czy schować toaletę. Cała reszta jest do naszej dyspozycji.
Auto spakowane, więc ruszam. Specjalnie nie śpieszę się. Ustawiam tempomat na 110km/h i niech się toczy. Dwupasmówka, więc adaptacyjny tempomat robi dobrą robotę. Mógłbym pojechać szybciej, ale zysk czasu niewielki, a skupienie na drodze rośnie wraz z szybkością. Wybrałem relaksowy przejazd. Średnie spalanie wyszło 7,6l/100km. Spodziewałem się wyniku bliższego siedmiu litrom, ale były odcinki szybszej jazdy, więc nie jest źle. O spalanie postanowiłem powalczyć kolejnego dnia. Lokalne drogi po sezonie zbytnio zatłoczone nie są, za to roboty i ruch wahadłowy psują trochę wynik, ale i tak jestem zadowolony.
6,3l/100km w tych warunkach cieszy. Oczywiście bawiąc się w ecodriving pewnie zobaczyłbym 5 z przodu.
Jak wspomniałem, jazda tym camperem nie sprawia trudności. Są jeszcze dodatkowe plusy. Samochód nie rzuca się w oczy, więc można wjeżdżać tam, gdzie nie zawsze campery są mile widziane. Oprócz plusów, są też minusy. Auto jest zdecydowanie niższe od pełnowymiarowego campera, a co za tym idzie, nie ma mowy, aby swobodnie, wyprostowanym poruszać się w jego wnętrzu. Latem można to ominąć, podnosząc sufit z namiotem dachowym. Wtedy przynajmniej w centralnej części przy kuchni mamy większą swobodę ruchu. Niestety, w październiku spanie w namiocie nie jest najszczęśliwszym pomysłem.
Na szczęście jest jeszcze miejsce do spania wewnątrz auta. Składam oparcia tylnych siedzeń, rozsuwam składane łóżko i rozkładam materac. Wszystko na wyposażeniu. Pytanie tylko czy nie będzie zimno. W razie czego jest ogrzewanie postojowe i to z możliwością zaprogramowania jego pracy. Co ciekawe, auto jest całkiem porządnie izolowane od zewnętrznych temperatur. Przy kilku stopniowej temperaturze nie widzę potrzeby włączania ogrzewania. Jedynym słabym punktem jest szyba w tylnych drzwiach. O tej porze, przydałaby się jakaś pianka izolująca. Trzeba się będzie w taką wyposażyć, aby od okienka nie zaciągało zimnem.
Na wieczór, można zrobić sobie całkowite zaciemnienie. Zaciągamy zasłonki, a na przednie szyby zakładamy nieprzezroczyste maty. Z zewnątrz nie tylko, że nie widać co się w środku dzieje, ale w zasadzie to nawet nie widać światła. Za to w środku korzystamy z fajnego ledowego oświetlenia. Do dyspozycji są jeszcze dodatkowe lampki, więc nie problem zbudować właściwą atmosferę.
Nie bez kozery, napisałem, że warto przed wyjazdem poznać auto. Szczególnie jeśli bierzemy samochód z wypożyczalni. W takim przypadku, to jeszcze dodatkowo trzeba sprawdzić czy wszystko działa. Lepiej poświęcić trochę czasu przed wyjazdem, niż odkrywać „amerykę” w trakcie podróży. Miałem taki przypadek i w moim Trafiku. Podłączyłem telefon do gniazda usb w schowku na desce rozdzielczej, aby podładować stan baterii, a tu niespodzianka. Telefon ledwo co się ładuje, w zasadzie to powiedziałbym, że jest to podtrzymanie życia baterii. Zmieniłem gniazdo na to przy stacji medialnej, ale efekt podobny. No cóż, trzeba się będzie z tym męczyć. Dopiero po kilku dniach odkryłem jeszcze jedno gniazdo usb przy centrum sterowania energią auta. Tym razem, był to strzał w dziesiątkę. Nie dosyć, że działa nawet przy wyłączonym silniku, to jeszcze ładuje baterię w błyskawicznym tempie. Drobiazg, a jaki ważny.
Jak oceniam Renault Trafic w wersji Wavecamper ? Dla mnie camper to środek podróży i miejsce do spania. Bardziej cenię swobodę podróżowania od luksusów stacjonarnego camperowania. Łatwość prowadzenia auta, niskie spalanie przy dobrych walorach trakcyjnych są jego atutami. Tak samo jak nie rzucanie się w oczy.
Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor