Warsaw Motor Show, kiedyś to była fajna impreza. Kilka hal zapełnione po brzegi motoryzacją, więc każdy znalazł coś dla siebie. Jeden dzień to mało aby wszystko dobrze obejrzeć. Ale to już było. Ostatnie WMS to strata czasu i to dosłownie. Od razu na początku wita nas tłum ludzi przed bramkami wejściowymi. No cóż, jak ktoś nie pomyślał i przyjechał na zasadzie jakoś to będzie, to niech czeka na wejściówkę. My zrobiliśmy internetową rejestrację, otrzymaliśmy kod QR więc idziemy prosto do wejścia. A tu niespodzianka, internetową rejestrację trzeba aktywować na recepcji, czyli ustawić się w kolejce, odstać kilkadziesiąt minut i jeszcze raz podać te same dane które już podaliśmy przez internet. Powiem wprost, bardziej kretyńskiego systemu to chyba już się nie dało wymyślić. W zasadzie to w tym momencie powinienem wsiąść w samochód i skończyć odwiedzanie PTAK Warsaw EXPO.
Szkoda mi tylko tych wystawców, którzy przywieźli fajne sprzęty aby pokazać je ludziom. Nie było ich dużo, ale kilku trzeba docenić:
Electroride - Polskie jeździdełka na prąd. Dwu, trzy i czterokołowce mogą być ciekawym rozwiązaniem na miejską mobilność.
Alpine A290 – elektryczna nowość od tej sportowej marki. To chyba była jedyna premiera nowego modelu na całym Show. Nadwozie wzorowane na legendarnym Renault 5 wygląda świetnie. Jeśli będzie tak samo dobrze jeździć to elektromobilność zyska mocnego sojusznika.
Z nowych aut znalazłem jeszcze coś z Chin, chociaż tu muszę przyznać że ekspozycja dość przeciętna, więc i samochody nie zapadły w pamięć.
Olbrzymią część Show zajęto dla wystawców, którzy chcieli pochwalić się swoimi autami. Część z nich zrobiła to przy okazji prezentacji własnych produktów lub usług. Nie będę ukrywał, że może to i jest show, ale na ulicy spotkamy równie ciekawe samochody i nie tylko je obejrzymy ale także usłyszymy.
Na szczęście dało się znaleźć tu jeszcze kilka punktów wartych odwiedzenia, chociażby hamownie którą przywiózł Magicmotorsport.
Mało wystawców, mało nowości i organizacyjna porażka ekipy z PTAK Warsaw Expo. Czy warto było, kto był niech sam oceni, ja się zastanowię czy w przyszłym roku umieścić to wydarzenie w swoim kalendarzu.
Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor