Auto w Pracy

Slideshow Image

Debiut pierwszej generacji Renault Kangoo wywołał spore zamieszanie na rynku. Niektórzy nawet zadawali pytanie, na co komu takie auto.  Szybko okazało się, że jednak jest potrzebne i znalazło mnóstwo klientów. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że Kangoo nie tylko stworzyło nowy segment pojazdów, ale zaczęło erę mieszania segmentów.

Nowy Renault Kangoo idealnie plasuje się w swoim segmencie.  Połączenie dużej osobówki z małym busem przybrało formę nowego Kangoo. Efekt trzeba zaliczyć do udanych, zwłaszcza iż traktuję ten samochód jako auto użytkowe. Masywna sylwetka, co przy długość 4486mm i wysokości 1893mm nie jest zaskoczeniem. Ponieważ jest to wersja osobowa, to znaczną część powierzchni zajmują  okna, co jednocześnie optycznie odchudza samochód. Oczywiście każdy sam oceni, ładne czy brzydkie.  Dla mnie ok. nie wygląda na sztucznie ulepioną konstrukcję.

Zastanawiałem się w którą stronę pójdzie Renault, czy nowy Kangoo w wersji osobowej będzie dążyć w kierunku luksusu, czy auta użytkowego. Obie wersje były możliwe. Za luksusem przemawiał fakt, że z oferty wypadł luksusowy minivan Espace, który stał się SUVem. Za użytkowym kierunkiem przemawiała ekonomia. Wygrała ekonomia, co nawet mnie zdziwiło. Wspólne elementy z dostawczakiem obniżają koszty, a na tańszy pojazd łatwiej znaleźć klienta.

Ma to swoje konsekwencje. Otwieram drzwi, wsiadam i czuję się podobnie jak w busie. Miejsca mnóstwo, bo nikt tu nie bawi się w jakieś stylistyczne smaczki, ma być praktycznie. To co potrzebne, ma być w zasięgu ręki. Wyposażenie także dobrane pod tym kątem. Kamera, nawigacja i pokładowy komputer. Jakichś cudów nie ma co szukać.  Szkoda, że nie dano tu większego ekranu multimedialnego, odrobina luksusu i nowoczesności by nie zaszkodziła. Nie żebym narzekał, ale byłoby miło.

Dziedzictwo z busa ma też i swoje plusy, chociażby schowek na desce rozdzielczej przed kierowcą.

Przesuwne drzwi dla pasażerów też zostały zaadaptowane z dostawczaka i jest to bardzo fajny patent. Łatwiej wsiadać, szczególnie na parkingach, gdzie nie zawsze jest wystarczająco dużo miejsca na pełne otwarcie drzwi. Szczerze mówiąc, to mam mocno ograniczone zaufanie do pasażerów, którzy nie zawsze zwracają uwagę na samochód. Teraz  krzywdy nikomu nie zrobią.

Z tyłu miejsca też dostatek co wynika z szerokości samochodu. Bez problemu można usadzić trzy osoby na kanapie. Oczywiście, w razie potrzeby przewiezienia czegoś dłuższego oparcie kanapy jest dzielone. No i teraz mogę szybciutko przeskoczyć do bagażnika. 1100 litrów pojemności pozwala na przewiezienie pokaźnej ilości bagażu. W Kangoo nie ma problemu, pasażerowie czy bagaż. Zmieścimy pięć osób z bagażem. Dobre rozwiązanie, szczególnie przy rodzinnych wyjazdach.

Do tej pory ekstra, ale czas sprawdzić co jest pod maską, a tam kryje się silnik elektryczny. Nie mam nic do elektryków, nawet są całkiem fajne, jeżeli wiemy co i do czego kupujemy.

W Kangoo jest elektryczny silnik generujący 120 KM i moment obrotowy 240Nm. Wygląda dobrze, co nawet przekłada się na przyzwoite osiągi. Przyśpieszenie od 0 do 100km/h zajmuje 12,6 sekundy. Prędkość maksymalna wynosi 135km/h. Ograniczenie maksymalnej prędkości w samochodach elektrycznych to norma, ale jednak 135 km/h to trochę mało. Jest to nawet poniżej dopuszczalnej prędkości  maksymalnej na autostradzie.

Jeszcze ciekawiej robi się w momencie kiedy odbieram samochód. Patrzę na zasięg i przecieram oczy ze zdziwienia. W pełni naładowany akumulator i 200 kilometrów zasięgu. Coś tu nie gra.

Duży, wygodny samochód, w sam raz na jakiś dłuższy wypad i zasięg 200 kilometrów.  Sprawdzam na stronie producenta, czy aby to nie awaria komputera. Podają, że zasięg do 285 km. Dalej nie jest to rewelacja, ale już można planować wyjazd. Trochę pracy trzeba włożyć w logistykę i da się z tym żyć. Co z tego, jak ja widzę 201 kilometrów zasięgu na ekranie. Rozwiązanie zagadki znajdziemy na tej samej stronie producenta.  Wystarczy skorzystać z kalkulatora zasięgu.  No to ustawiam, silnik i akumulator wpisane na stałe, reszta parametrów do wpisania. Obciążenie, prędkość i temperatura.  Wybieram 200 kg, prędkość 70km/h i temperatura na zewnątrz 5⁰C.  Kalkulator pokazał 235 km zasięgu.  W rzeczywistości jest koło zera, ale nie mogę tego wpisać do kalkulatora. Skoro jest zero stopni to trzeba włączyć ogrzewanie, więc zaznaczam tą opcję i już zostało tylko 220 km zasięgu. Wyłączam jeszcze tryb Eco, nie widzę powodów do umartwiania się i wszystko się zgadza, przewidywany zasięg 205 km. Masakra.  Tak z ciekawości sprawdziłem, jakby wyglądała jazda zimą na trasie szybkiego ruchu lub autostradą. W zasadzie to nawet nie da się ustawić takich parametrów, bo minimalna temperatura jaką mogę wpisać to -5⁰C. Prędkość przejazdu podniosłem do 110km/h i z 235 km zostało 133 km. Szczerze mówiąc, to strach tym wyjechać na trasę.  Przyzwyczajony jestem, aby zawsze było te 100 kilometrów rezerwy, więc tu musiałbym ładować akumulator co 50 kilometrów. Kompletny bezsens, bo nie ma gwarancji, że co 50 kilometrów znajdziemy działającą ładowarkę, no i że akurat nie będzie zajęta.  Kolejna sprawa to dodatkowa strata czasu.  Będę więcej czasu ładował niż jechał.

W tej sytuacji nawet nie będę próbował planować kilkuset kilometrowego wyjazdu. Oczywiście dałoby się to zrobić, bo sieć punktów ładowania pozwoliłaby zaplanować taki wyjazd, ale po co się męczyć. Dochodzi jeszcze ryzyko, iż trafimy na awarię lub zajętą stację i cały plan się sypie. Szkoda, bo auto ma olbrzymi potencjał do takich wyjazdów, nawet można pomyśleć o wyprawie w nieznane. Miejsca wewnątrz dużo i pewnie w awaryjnej sytuacji to i przespać by się w nim dało. Niestety nie przy tym zasięgu. Akumulator o pojemności 45KWh kompletnie nie pasuje do takiego samochodu.

Jeśli nie trasa, to pozostaje ruch lokalny. Mniejsza prędkość, ogrzewania na krótkich trasach można nie włączać i już jest lepiej. Jeśli mamy domek lub garaż, gdzie można podłączyć auto do sieci to da się już funkcjonować. Jeśli nie robimy więcej niż 100 kilometrów dziennie to przyjeżdżamy na nasze miejsce postoju i na rano mamy już gotowy pojazd do jazdy. Gorzej, jeżeli nie mamy gdzie podłączyć auta. Akurat u mnie biała plama na mapie punktów ładowania. Szukanie publicznej ładowarki, aby doładować prądu na 100 kilometrów, tak średnio mi pasuje. Takie problemy da się rozwiązać, ale pozostaje pytanie, czy do takiej miejskiej jazdy potrzebny tak duży samochód ? Do takiego miejskiego jeżdżenia w zupełności wystarczał mi Renault ZOE czy Dacia Spring. Małe zwinne autko, łatwe w parkowaniu zdecydowanie lepiej pasuje jako codzienna dojazdówka.

Trudno mi znaleźć praktyczne zastosowanie dla elektrycznej wersji osobowego Kangoo. Czyżby sztuka dla sztuki, albo kolejne unijne wymagania, aby ileś procent sprzedawanych modeli było elektryczne ? Szkoda samochodu, bo ma potencjał na bycie wygodnym, praktycznym samochodem rodzinnym. Na szczęście jest też wersja z silnikiem spalinowym.

TikTok: Renault Kangoo

Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor