Auto w Pracy

Slideshow Image

W przypadku Renault Twizy, dotychczasowe miary oceny samochodu przestają być przydatne. Nic dziwnego, Twizy nie jest samochodem, to raczej czterokołowy motocykl, albo jeszcze lepiej skuter o czterech kołach. Motocyklowa miara, także tu nie pasuje, bo jednak pojazd podobny jest do samochodu. Nikt nie mówił, że będzie łatwo i przyjemnie. Znaczy się przyjemnie jest, bo taki zjawiskowy pojazd nie trafia się codziennie.  Gęba cieszy się już na sam jego widok.  Efekt  powszechny, inni też tak reagują. Jak tu nie polubić autka w którym człowiek jedzie i cały czas się uśmiecha. Jak nie do siebie, to uśmiechem odpowiada na uśmiech innych.

Co w nim jest? Przede wszystkim wygląd. Długość 2338 mm, szerokość 1381 mm, trudno spotkać mniejszy pojazd na drodze.  Wygląda jak osobowa kapsuła na kołach, co nawet jest zgodne z prawdą. Stylistycznie wyszło super.

Kolejny bajer to otwieranie drzwi. Okazuje się, że nie trzeba kupować supersportowego auta, aby mieć takie cuda.

Wnętrze w stylu totalnego minimalizmu. Plastikowy fotel kierowcy, kierownica, coś w rodzaju zestawu wskaźników i to wszystko. Ok. jest jeszcze cos w rodzaju tylnego siedzenia. Wygląda raczej na dekoracyjne wypełnienie przestrzeni. Pozory jednak mylą, da się tam posadzić pasażera. W takim razie trzeba uznać, iż Twizy jest dwuosobowe. Gorzej z bagażem, miejsca na pakunki brak.

O, przepraszam, za tylnym siedzeniem jest zamykany schowek. Na wakacje nim się nie wybierzemy, ale do sklepu na zakupy i owszem. Oczywiście lepiej to zrobić bez pasażera.

Fotel kierowcy też nie zachęca do dalekich podróży. Trochę twardy i średnio wygodny. W miejskim przemieszczaniu nie stanowi to problemu, a wyprawa w dłuższą trasę nam nie grozi. Zasięg wynosi 80 kilometrów.  Co prawda ładowanie baterii nie trwa długo, ale trzeba znaleźć gniazdko z prądem, co w obcym miejscu może być trudniejsze, niż znaleźć słupek szybkiej ładowarki. Co innego w domu, w garażu pewnie każdy ma prąd, więc nie ma sprawy.  Wkładamy wtyczkę i po trzech godzinach mamy naładowany akumulator, na kolejne 80 kilometrów. Wydaje się, że to mało, ale w praktyce okazuje się, że wystarcza.  W końcu ile kilometrów przejeżdżamy w ciągu dnia. Na zakupy czy dojazd do pracy zazwyczaj nie trzeba więcej.

Do prowadzenia Twizy wystarczy prawo jazdy kategorii B1.  Obsługa sprowadzona do minimum. Wsiadamy przekręcamy kluczyk i przełącznikiem wybieramy czy chcemy jechać do przodu, czy do tyłu. Warto jeszcze sprawdzić czy nie jest zaciągnięty hamulec ręczny. Prosta sprawa, bo o tym informuje nas świecąca na czerwono kontrolka.

Wiele kontrolek to tu nie ma. Jest wskaźnik naładowania baterii i co bardzo przydatne zasięg jaki nam pozostał. Oczywiście jest cyfrowy szybkościomierz. Mogłoby się wydawać, że w takim pojeździe nie jest to element podstawowy, a jednak jest. Małe Renault rozpędza się do ponad 80km/h. Co prawda  efekty dźwiękowe jakie temu towarzyszą nie pozostawiają wątpliwości, że jest to już bardzo szybko. Z drugiej strony, dość szybko przyzwyczajamy się do takiej akustyki i wtedy prędkościomierz się przydaje. Niestety elektryki nie zostały zwolnione z przestrzegania kodeksu drogowego, więc ryzyko zapłacenia mandatu za przekroczenie prędkości jest całkiem realne.  Tym bardziej, że 50km/h osiągamy zadziwiająco szybko. Start spod świateł potrafi zawstydzić większe pojazdy.  Ciekawe spostrzeżenia jak na światłach najpierw obserwujemy zaciekawienie, cóż to takiego wylądowało na drodze, a później zaciekawienie zmienia się w zaskoczenie kiedy maluszek odjeżdża im na starcie. Do startu trzeba się przyzwyczaić. Twizy jest pojazdem w 100% elektrycznym, a to kojarzy się nam z ciszą jaka panuje w tego typu samochodach. Tu jest inaczej. Ot, takie połączenie startującego samolotu z ruszającym tramwajem. Nie ma wygłuszeń, więc słyszymy wszystkie pracujące mechanizmy. Do tego nic nas nie izoluje od świata zewnętrznego.  Co ciekawe, tylko my w kabinie mamy zapewnione efekty dźwiękowe, dla innych uczestników ruchu autko jest w zasadzie niesłyszalne.

Twizy w standardzie nie ma bocznych szyb.  Jeżeli można wyobrazić sobie zespolenie człowieka z naturą, to Twizy jest do tego doskonałym narzędziem.  Oczywiście myślę tu o miejskiej naturze z motoryzacją w tle. W tym środowisku Twizy czuje się jak ryba w wodzie.  Twizy faktycznie jest z wodą za pan brat. Plastiki dość twarde, nie namokną. Wystarczy przetrzeć szmatką i jest ok. Gorzej z nami. Jest wycieraczka przedniej szyby, więc da się jechać w deszczu.  Problemem jest brak bocznych szyb, ale i na to jest sposób. W moim egzemplarzu są założone plastikowe osłony z miękkiej pleksi. Nie jest to idealne rozwiązanie, bo system nie jest szczelny i w czasie opadów wnętrze wypełnia się mokrą mgiełką. Na szczęście nie jest to na tyle uciążliwe, aby uniemożliwić korzystanie z pojazdu podczas deszczu. Podczas upałów, to nawet jest całkiem przyjemne uczucie. Problemy mogą zacząć się zimą, będzie wiało i brak ogrzewania. No cóż, warunki motocyklowe.

Drugą istotną kwestią o której muszę wspomnieć to zawieszenie. Jest twarde, co odczujemy na każdej wyrwie w jezdni. Na wyboistej drodze nie poszalejemy. Jazda z prędkością 50 km/h będzie już ekstremalnym przeżyciem. Pojedyncze hopki i spowalniacze nie są już tak uciążliwe, wystarczy odpowiednio zwolnić przed przeszkodą. Jeśli jednak trafimy na bruk lub podobną nawierzchnię to albo przetoczymy się w tempie żółwia, albo możemy to potraktować jako trening przed rodeo. Są pasy bezpieczeństwa, więc jest szansa, że nie wypadniemy na drogę.

Mówi się, że duży może więcej, tym razem jest odwrotnie, to mały jest górą. Jako elektryk, może bezkarnie korzystać z buspasów, jesteśmy także zwolnieni z opłat za parkowanie.

Za co tu z  resztą płacić, jak zajmujemy pół miejsca albo mniej.  Z opłatami za parkowanie to trzeba byłoby się zastanowić. Czy Twizy podlega pod przepisy dotyczące parkowania samochodów, skoro nim nie jest ?

Trudne pytanie, a odpowiedź może rodzić poważne konsekwencje. Jeżeli pojazd zaliczymy do skuterów, to czy moglibyśmy parkować na chodniku ? Taka interpretacja mogłaby okazać się strzałem w kolano, bo jeśli nie samochód a motocykl, to czy przypadkiem nie byłaby konieczna jazda w kasku ? Nie przejawiam wielkiej ochoty do kontaktu ze strażnikami miejskimi i wyjaśnianie wątpliwości, więc nie  szukam kontrowersyjnych miejsc parkingowych, gdzie mógłbym ich spotkać.  Sprawę ułatwia system otwierania drzwi. Zamiast rozchylać się na boki, drzwi unoszą się do góry, co zdecydowanie ułatwia wysiadanie w wąskich miejscach. Do tego mamy wybór z której strony auta chcemy wysiąść, bo przecież fotel kierowcy jest umieszczony centralnie.

Plusów całe mnóstwo, nic tylko brać i cieszyć się z jazdy. Jest tylko jeden mały szkopuł. Cena zakupu, a w zasadzie to jej brak. Twizy nie jest oferowane w oficjalnej dystrybucji Renault w Polsce. Szkoda, bo mogłoby wprowadzić trochę pozytywnej energii na naszych ulicach.

Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor