Auto w Pracy

Slideshow Image

 

 

Tym razem na redakcyjny parking trafiła Skoda Octavia. To konsekwentny wybór w ramach planu poznawania Skody. Pierwsza była malutka CitiGo, która zdobyła serce funkcjonalnością i małym spalaniem, drugim modelem była 110 konna Fabia. Jedno z  najpopularniejszych aut w Polsce. Cenione przez „Kowalskich” i przez firmy. Faktycznie, test potwierdził mnóstwo zalet i pokazał coś jeszcze. W 110 konnej Fabi drzemie sportowy charakter. Nic tylko czekać na Fabię w wersji RS . Nic dziwnego, że tym razem wybór padł na samochód z charakterem. Octavia RS, czyli to co tygrysy kochają.

Skoda Octavia RS nie jest zwykłym samochodem, chociaż wygląda prawie jak inne Octavie. Owszem kolor rzuca się w oczy, czerwone zaciski hamulców i spoiler dają do myślenia. Są jeszcze dwie rury wydechu, też coś sugerują. Trudno nie zauważyć olbrzymich felg, ale to element wymienny, więc nie zawsze określa charakter auta. Tyle widać, ale ważniejsze jest to czego nie widać. 245 KM czyni z tej Octavi przedmiot pożądania.

Moc równa się osiągi, a to przekłada się na przyjemność z jazdy. To bardzo ważny aspekt każdego pojazdu, ale byłoby zbyt prosto jeżeli moglibyśmy oceniać biorąc pod uwagę tylko ten jeden parametr. Normalnie od samochodu wymagamy znacznie więcej. Wydaje się, że priorytet ma funkcjonalność i ekonomia, więc czy taka moc to dobre rozwiązanie ?

Spróbujmy odpowiedzieć na to pytanie.

Skoda Octavia to popularny Liftback, chociaż wiele osób pewnie myśli, że to sedan. Nawet mnie to nie dziwi, bo auto ma sylwetkę klasycznej limuzyny. Limuzyny z charakterem, aż ciśnie się na usta komentarz, że przecież to wersja RS.  Owszem RS, ale sylwetka „cywilnej” wersji jest taka sama, tak jak i funkcjonalność.  Atutem nadwozia typu liftback jest bagażnik i dostęp do niego. W sedanie podnosimy tylko pokrywę bagażnika i mamy ograniczony dostęp do powierzchni bagażowej. W liftbacku podnosimy także tylną szybę, co daje nam olbrzymi otwór do załadunku.

W Octavi mamy nie tylko super dostęp, ale i olbrzymią pojemność bagażnika do dyspozycji. 590 litrów robi wrażenie, jeżeli potrzebujemy więcej to możemy położyć oparcie tylnej kanapy. Do przeprowadzenia tej operacji mamy dźwigienkę w bagażniku. Pociągamy i oparcie położone.

Część osobowa prezentuje się równie ciekawie. 

Pierwsze na co zwrócimy uwagę po otwarciu drzwi to fotele. Ładnie wyprofilowane z haftowanym logo „RS” kuszą do zajęcia miejsca. Już jest dobrze, a jeszcze lepiej poczujemy się ustawiając fotel pod nasze wymagania.

 

Pełna elektryka i to również dla fotela pasażera. Kierowca może jeszcze zapisać do pamięci parametry ustawień. Pierwsze wrażenia mocno na plus. Żeby nie było tak słodko, oceniamy Skodę Octavię RS Challange która jest topową wersją tego modelu. Tanio nie jest, razem z dodatkami kosztuje prawie 180 tysięcy zł.  Przy takiej cenie poprzeczka naszych oczekiwań musi pójść w górę.

Miejsce zajęte, czas odpalić maszynę. Zamiast stacyjki, przycisk. Norma, wstyd jak by tego nie było. Oczywiście otwieranie auta na dotyk. Uruchamiam silnik i całą pokładową elektronikę. Jest tego trochę. Jedno to panel multimedialny na konsoli centralnej, drugie to zegary przed kierownicą. Co warto zauważyć, iż oba centra informacji są z sobą skorelowane.

Mapę nawigacji możemy ustawić na wyświetlaczu przy kierownicy i na środkowym panelu. Możemy także ustawić na obu urządzeniach wyświetlanie innych danych.

O centralnej konsoli może później, bo dużo ciekawszy jest cyfrowy wyświetlacz przed kierowcą. Szybkościomierz, obrotomierz, spalanie itp. dane, pomimo iż podane w atrakcyjnej formie graficznej możemy sobie darować, bo prawdziwą rewelacją jest nawigacja.

Takie rozwiązanie jest już na rynku od pewnego czasu i pewnie wiele osób o nim słyszało, ale co innego słyszeć, a co innego sprawdzić samemu jak to działa. Spróbujcie, a będzie wam tego brakować. Kontrola trasy przy pełnej koncentracji na drodze. Wreszcie rozwiązanie które faktycznie poprawia bezpieczeństwo.

Reszta to tylko gadżety, niektóre bardzo fajne i bardzo dobrze że są. Ustawienie naszego ulubionego koloru podświetlenie poprawi nasze samopoczucie, Audio też umili nam podróż i pośrednio także wpływa na nasze bezpieczeństwo.

Miło, sympatycznie, w tej cenie nie może być inaczej, ale nie będę zdradzał wszystkich umilaczy tej wersji. Wspomnę jeszcze o asystencie parkowania. Nie jestem zwolennikiem tego wynalazku, bo uważam, iż kierowca powinien potrafić wykonać podstawowe manewry, a do takich zalicza się parkowanie, ale skoro już jest, to sprawdźmy jak działa. Włączam asystenta i wolno jadę wzdłuż zaparkowanych samochodów. Jest luka i system to wychwycił. Teraz pozostaje tylko wykonywać czynności według wyświetlanych informacji. Pierwsze, najtrudniejsze zadanie to puścić kierownicę. Kierowca operuje tylko gazem i hamulcem. Głupie uczucie, jak kierownica sama się kręci, ale to tylko pierwszy raz. Jak zobaczymy efekt, to nabierzemy zaufania do sztucznej inteligencji. Oby tylko nie było to zaufanie bezgraniczne. System potrafi pomylić trawnik z wolnym miejscem, albo każe nam zaparkować równolegle jak wykryje większą lukę pomiędzy prostopadle zaparkowanymi samochodami. No cóż , ciągle jeszcze człowiek górą.

 

Wszystko fajnie, ale jeszcze nic nie napisałem o meritum, a tu mam odpowiedzieć czy taka moc jest potrzebna do czegoś więcej niż do dobrego samopoczucia. W zasadzie dobre samopoczucie to już wystarczający powód do zakupu, inaczej wszyscy jeździlibyśmy zunifikowanym dziadkowozem do bólu ekonomicznym.

 

W takim razie gaz w podłogę i od razu uśmiech gości na twarzy. Przyśpieszenie od 0 do 100km/h w 6,7 sekundy. Przynajmniej tyle podaje producent. Subiektywne odczucie – jest dobrze, nawet bardzo dobrze. Ok. nie musimy ścigać się na ulicy, ale sama świadomość że odwijany ze słupa szrot z niemiec nam nie podskoczy – bezcenna.  To taka mała dygresja, a poważnie to ważne jest, aby zawsze mieć zapas mocy. Często gaz jest ważniejszy od hamulca. Potrzebujemy wyprzedzić, to zróbmy to szybko i sprawnie, każdy chyba spotkał się z sytuacją kiedy ciężarówka mija ciężarówkę i trwa to wieki. W RS nie pójdziemy tą drogą, tu trwa to chwilę. Nie ma znaczenia czy jest to prosta, czy pod górę. Potrzebujemy przyśpieszyć to wciskamy gaz i auto rwie do przodu obojętnie ile mamy aktualnie na liczniku. Ponieważ mamy automatyczną skrzynię biegów DSG , to nic więcej niż wciśnięcie gazu nie musimy robić. Automat szybko reaguje na zmianę. Gdyby nie dźwięk i odczuwalne przyśpieszenie nie zauważylibyśmy jego pracy.

Co istotne, to nie czujemy prędkości, komfort i pełna kontrola nad autem w pełnym zakresie dopuszczalnych w Polsce szybkości. Trzeba uważać bo wyjście ponad limit jest niezauważalne, no chyba że będzie to 200+ i wszystko co wokół zacznie wyglądać jak na przyspieszonym filmie. Pewnie kolejne pytanie będzie ile to kosztuje? A tu miła niespodzianka. Producent podaje średnie spalanie 7,5 – 7,9 l/100km, co wydawało mi się mało realne. Jazda w mieście, zwłaszcza na trasie kilometra lub dwóch to masakra, w miarę przybywania kilometrów spalanie szybko spada. Nie mniej wykracza zdecydowanie ponad średnią. Do średniej jednak wlicza się jednak jazdę w trasie, tu można zaoszczędzić na paliwie, ale czy mając taką moc na pewno niskie spalanie jest tym co chcemy. Trasa z Warszawy do Cieszyna zdecydowanie poprawiła wynik. Średnie spalanie 8,0 l/ 100km to dobry wynik, zwłaszcza, że na drogach szybkiego ruch trzeba dostosować się do warunków na drodze, a nie wskazań licznika. Ruchu nie tamowałem, bo nikt mnie nie poganiał światłami, więc taki wynik był miłym zaskoczeniem.  Które wartości przyjąć za obiektywne? Tu z pomocą przychodzi komputer pokładowy.

Dane długookresowe. Dystans 1485 km i średnie spalanie 9,1 l/100km.  Nie ma co narzekać, tu były wszystkie możliwe warianty, od prędkości maksymalnych do pełzania w miejskich korkach.

Można epatować dużymi liczbami podczas jazdy ekstremalnej, ale nie widzę w tym większego sensu. Pewnie, że czasem można się pobawić, ale jak widać chwilowe szaleństwo rozmywa się w całości rachunku

Czas odpowiedzieć na postawione na początku pytanie, czy taki samochód ma sens. Jeśli tylko możemy wyłożyć taką kwotę to jak najbardziej warto.

 

Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor