Auto w Pracy

Slideshow Image

 

Volkswagen to Volkswagen. Wbrew pozorom to stwierdzenie ma sens. Przez lata obecności na polskim rynku rozpoznawalność marki jest na tyle duża, że tworzy klasę samą dla siebie.  W zasadzie każda marka pracuje na swój wizerunek, więc samo zjawisko to nic dziwnego. Skala na jaką udało się to w przypadku Volkswagena budzi szacunek. Można lubić Volkswagena lub nie, ale rozpoznawalność produktów jest ogromna.  Wsiadamy do Volkswagena i nawet jakby nie było żadnych oznaczeń marki to i tak rozpoznamy, że to Volkswagen. Może nas nieco zmylić podobieństwo do innych członków grupy Volkswagena, ale tym bym się nie przejmował. W końcu to dobrze jeśli rodzina wspiera się dobrymi rozwiązaniami.

 

Rozpoznawalność to duży plus, ale jeszcze ważniejsza jest opinia użytkowników. Volkswagen ma opinię solidnego, niemieckiego samochodu. Kilka pokoleń Golfów i Passatów ciężko na nią pracowało.  No dobrze, nie jest to artykuł sponsorowany, więc nie będę ukrywał, że design nie wszystkich zachwycał. Nudne, czarne wnętrza kojarzono z VW.  Czy te dobre i gorsze oceny ciągle są aktualne, najlepiej sprawdzić samemu.

Pierwszą trudnością jest wybór modelu, duży czy mały samochód, wersja podstawowa czy full wypas, a może SUV lub pickup. Za każdym wyborem stoją poważne argumenty, więc zdajemy się na wybór losu. Wybieram termin, a samochód będzie taki jaki akurat będzie wolny w tym terminie.

Padło na Tiguana Allspace Higline  2.0 TDI SCR 4MOTION 140 kW / 190 KM  i to z pakietem R-Line. Zatem, zaczynamy z wyższej półki.

Ważne jest pierwsze wrażenie, jeżeli nam się spodoba, to będziemy na taki samochód patrzeć życzliwym okiem. Obecna wersja Tiguana to zupełnie inny model niż pierwsza generacja. Poprzednik mnie nie zachwycał,  takie bułowate nadwozie bez wyrazu. Nowy Tiguan to co innego. Proste linie i wyraźnie zaznaczone krawędzie sprawiają, że auto nabrało charakteru.  Wygląda potężnie, co też wynika z tego, że Allspace jest dłuższy od Tiguana o ponad 20 cm.  To z kolei przekłada się na ilość miejsca w wnętrzu. Jest go naprawdę dużo. Widać to zwłaszcza w części dla pasażerów tylnej kanapy.

Ilość miejsca na nogi robi wrażenie. Mały plusik za umieszczenie stolików w oparciach przednich foteli. Proste rozwiązanie ułatwiające życie. Byłby duży plus gdyby jakość plastiku z jakiego je wykonano była lepsza.

Od razu sprawdzam, czy miejsce dla pasażerów nie jest kosztem bagażnika. Klapę bagażnika możemy otworzyć bez używania rąk. Wystarczy ruch nogą i bagażnik stoi przed nami otworem. 760 litrów pojemności pozwala na wiele, ale jeżeli potrzebujemy więcej miejsca to mamy dwie możliwości. Można przesunąć całą lub część tylnej kanapy do przodu, co da nam kolejne litry pojemności bagażnika. O komfort pasażerów nie musimy się zbytnio martwić, bo i tak zostaje do ich dyspozycji sporo miejsca.

Jeżeli będzie potrzeba przewiezienia czegoś o większych gabarytach to pozostaje nam złożyć oparcie tylnej kanapy.  Dzięki temu uzyskamy płaską powierzchnie o długości niemal dwóch metrów. 

Kończę oględziny, bo czas siadać za kierownicę. W końcu prowadzenie samochodu to moja pasja, a spodziewam się, że będzie to miłe doznanie. System bezkluczykowy, więc wystarczy dotknąć klamkę i można wsiadać.

Ktoś mówił o nudnym, czarnym wnętrzu ? Chyba nie w tym modelu. Owszem wnętrze utrzymano w tonacji szarej elegancji. Chromowane detale dyskretnie dają do zrozumienia, że to auto ma też sportowe aspiracje.

Zajmuję miejsce w fotelu, wygodnie, ale kierowca powinien ustawić fotel do własnych potrzeb. Sięgam do panelu regulacji fotela, a tam spore zaskoczenie. Siedzenia nie mają elektrycznej regulacji. W samochodzie za 200 tyś zł brak elektryki foteli to już lekka przesada, zwłaszcza, że Higline to najwyższa wersja wyposażenia. No cóż, na mieście mówią, że Volkswagen ma długą listę opcji, bo za wszystko trzeba dopłacić. Tak źle nie jest, bo auto wygląda na bardzo dobrze wyposażone, więc kompletnie nie rozumiem czemu ten detal odpuszczono.

Przycisk „start” budzi maszynę do życia. Ożywają ekrany i zmienia się oblicze auta. Stateczne, uporządkowane wnętrze nabrało ekspresji. Cyfrowy kokpit to bardzo dobre rozwiązanie. Oczywiście na początku jest mnóstwo zabawy, najpierw z poznaniem możliwości tego układu, potem z wybraniem takiego zestawu danych, który będzie optymalny do naszych potrzeb.  Jest z czego wybierać.

Klasyczny widok, czyli obrotomierz i szybkościomierz.

W zasadzie to ten zestaw danych jest obowiązkowy, można zmieniać tylko formę przekazu. Za to możemy dobrać dodatki, średnie spalanie, zasięg,

albo przechył samochodu. W końcu "4 Motion" do czegoś zobowiązuje. Może pakiet "R-line" nie jest optymalnym wyborem do jazdy w terenie, ale możliwości są. 

Przeglądam co tam jeszcze w zestawie i zaczynam zastanawiać się, czy to wszystko jest mi potrzebne. Konieczne do życia nie jest, ale może kiedyś się przydać, więc lepiej mieć niż nie mieć.

 

Z pewnością przydaje się nawigacja. Możliwość ustawienia nawigacji pomiędzy zegarami to rewelacyjne rozwiązanie. Zdecydowanie skraca czas na odczytanie informacji, a to już bezpośrednio przekłada się na nasze bezpieczeństwo.  Przed sobą ustawiłem nawigacje z dużym przybliżeniem, a na dużym wyświetlaczu obraz w większej perspektywie. Do tego głosowe powiadomienia nawigacji i czuję, że jestem przygotowany aby ruszyć w trasę.

Kierunek Poznań.  Trasa liczy 300 kilometrów, a na miejscu muszę być o 10 rano. W takim razie wybór  jest prosty – autostrada.  To był strzał w dziesiątkę.  Człowiek się wyśpi i bez większego zmęczenia dojedzie na czas. Przy okazji sprawdzi się czy te 190 KM da radę żywo ciągnąć wózek.  Nie ma z tym żadnego problemu. Limit 140km/h osiągamy bardzo szybko, chwila zapomnienia i już możemy zostać gwiazdą odcinka „Uwaga Pirat”. Samochód ma dobrze zestrojone zawieszenie, odgłosy pracy silnika nie przebijają się przez dźwięk muzyki, więc nie czujemy szybkości.   2 litry w dieslu nie zrujnuje naszych finansów.  Jeżeli na autostradzie samochód spala 8,2l/100km to uważam to za bardzo dobry wynik. Droga powrotna to już inna bajka. Mam czas więc wrócę lokalnymi drogami. To będzie ciekawy eksperyment.  Trasa na tyle długa, że z pewnością spotkam różne utrudnienia. Drogowe roboty, miasteczka czy jazda za ciągnikiem, takich właśnie atrakcji się tu spodziewam. Liczę też na niskie spalanie, ale nie mam zamiaru specjalnie przykładać się do tego. Spokojna jazda, ale tak jak warunki będą pozwalać, ruchu tamować nie będę. Powrót zajął zdecydowanie więcej czasu. Raz że trasa dłuższa i bardziej urozmaicona, dwa że jak jest czas to warto poznać coś ciekawego po drodze. Ważne, że nie czuję zmęczenia. To zasługa wielu czynników, wygodne siedzenia, dobre zawieszenie i wyciszenie auta. Moc także robi swoje. Jeśli trzeba wystarczy mocniej wcisnąć gaz i wyprzedzić zawalidrogę.

 

Spalanie wyszło 6,5 l/100km, jak na tak duży samochód z mocnym silnikiem to jestem zadowolony z tego osiągnięcia, które jak wspomniałem przyszło bez wielkiego wysiłku. Na 300 kilometrach zaoszczędziłem 5 litrów paliwa, ale zajęło mi to znacznie więcej czasu. W kieszeni zostało jeszcze 50 zł których nie wydałem na nieprzyzwoicie drogich autostradach.  Czy warto, każdy musi to sam ocenić.

 

Wycieczka zakończona, codzienność to życie w mieście.  Tu określić realne spalanie jest trudnym zadaniem. Jest tyle zmiennych, że wydaje się to niemal niemożliwe.  Zupełnie inny wynik otrzymamy na krótkiej trasie, gdzie nawet silnik nie zdąży się rozgrzać, a inny podczas przejazdu z jednego końca miasta na drugi. Godziny szczytu też w każdym miejscu mogą wyglądać inaczej. Moja średnia to 9 litrów z dopuszczalnym odchyleniem litr mniej lub dwa więcej.

Oczywiście w sprzyjających lub nie warunkach różnice mogą być większe.  Nie ma co bawić się w księgowego, lepiej zająć się jazdą. W mieście Tiguan radzi sobie doskonale. Plusem są duże koła i wyższe zawieszenie od osobówki. Właściwości terenowe przydają się także w mieście, a może głównie w mieście.  Nie uwierzę, że samochód za 200 tysięcy będzie często jeździł w trudnym terenie, nawet jeżeli ma takie możliwości. Większość Tiguanów pewnie nigdy nie zobaczy prawdziwego terenu. Miejski offroad i prawa dżungli to wyzwanie z jakim będzie się mierzył. Już sam wygląd budzi respekt. Krawężniki kurczą się ze strachu, a spowalniacze rozpłaszczają na asfalcie udając, że ich nie ma. Trawnik, krawężnik, dziura na drodze czy inna miejska atrakcja nie jest przeszkodą. Małą trudność może sprawić parkowanie, ale tylko dlatego, że nasze auto ma poważne rozmiary i potrzebuje przynajmniej pięciometrowego miejsca. Jeśli takie znajdziemy to auto pomoże nam w parkowaniu, albo zrobi to za nas. No prawie, jeszcze kierowcy nie udało się wyeliminować. Tiguan jako miejskie auto, czemu nie. Wygodne, bezstresowe na atrakcje drogowców. Żona też będzie zadowolona, bo w bagażniku zmieszczą się duże zakupy. Nie to nie jest dobry pomysł, bo przeliczcie ile par butów się tam zmieści. Lepiej odwieźć dzieci do szkoły, a że z tyłu mamy stoliczki to od razu odrobią lekcje. Dzieci w szkole, a moc z nami, więc nie wstyd stanąć w pierwszej linii pod światłami.   Miejska część zaliczona na piątkę.

 

Po pracy jest pora na odpoczynek lub hobby. Wypad na grzyby, albo wyjazd na działkę.

Jak coś zbierzemy lub wyhodujemy to jest czym przywieźć.

Jak więc jest z Volkswagenem. Faktycznie coś jest w tych obiegowych opiniach.  Volkswagen stał się jednym z takich wzorców do których porównujemy inne auta.  Druga opinia o czarnym, nudnym wnętrzu też zawiera odrobinę prawdy. Volkswagen to przykład poprawności aż do bólu.  Wszystko działa, jest na właściwym miejscu, wprost nie ma się do czego przyczepić.  Nawet estetyka idealnie zrównoważona. Dyskretny luksus w sportowym wydaniu. Super, brakuje w tym tylko nutki szaleństwa. Nawet silnik pasuje do tej koncepcji.

Legendarne TDi z mocą 190 KM.  Moc pozwala na wiele, dostarczy emocji, a nie zrujnuje kieszeni. Czy trzeba coś więcej ? 

 

Na koniec taka ciekawostka. Samochód nie reaguje na tankowanie małych dawek paliwa. Rezerwa zapaliła się przy 90 km zasięgu. 

Do domu trzeba dojechać więc tankuje 6 litrów i ruszam w drogę. Rezerwa dalej się świeci, komputer pyta się czy znaleźć najbliższą stacje benzynową. Bez przesady, pewnie za chwila zauważy zmianę w baku. Nie zauważył i dalej zasięg spada. Spadło do 40 kilometrów.

Dam mu drugą szansę. Dolewam kolejne 6 litrów i dalej nic. Zasięg spada dalej. 

10 litrów w baku a na wyświetlaczu 5 kilometrów zasięgu.  Dalsza zabawa dla ludzi o mocnych nerwach.

Tekst i zdjęcia: Dariusz Pastor